poniedziałek, 7 listopada 2016

Ulubione piosenki Garreta z lat 70. XX wieku




Blisko sześć godzin muzyki. 70 najlepszych utworów z lat 70tych XX wieku. To przypadek. Miałem dobić do stu, ale to jeszcze nie ten moment.








Przyjąłem zasadę jednej piosenki na jednego wykonawcę, zespół lub solistę. Od najlepszego do najmniej dobrego, chociaż miejscami kolejność jest mocno umowna.

Na muzyce się nie znam, ale o kilku piosenkach mogę napisać ze dwa zdania. "I Met A Little Girl" i cała płyta "Here My Dear" Marvina Gaye było moim odkryciem tego artysty. Wcześniej w ogóle nie podobały mi się jego nagrania, a tutaj trafiłem na idealną płytę do tulenia kobiet. "Love Grows" to utwór pojawiający się we "Wściekłych psach", chociaż nie osobiście. Stamtąd znam, i polubiłem od razu. "Late for the Sky", "Child Of Mine" zachwycają mnie tekstem, a takie utwory jak "Born to Run", "Layla", "2112" i "Bridge Over Troubled Water" było moimi odkryciami muzycznymi na samym początku poznawania klasyki, kiedy to me uszy odkrywały co ta sztuka jest w stanie zrobić.

Przy "Shine On..." uwielbiam zasypiać. "Modlitwa" jest zapewne najlepszą piosenką w historii polskiej muzyki - a nie jestem nawet religijny, chociaż ludzi odrzuca już pierwsze słowa. "Down by the River" dostało się na listę rzutem na taśmę, bo Neil Young przez długi czas był obrażony na streaming, ale teraz, w sobotę, zauważyłem powrót jego dyskografii na Spotify... więc mogę słuchać jego "Everybody Knows This is Nowhere" w moich drogich słuchawkach. To może być jednak moja ulubione nagranie od niego. Nie "Harvest", jak do tej pory sądziłem.

"Box of Rain" odkryłem niedawno, gdy oglądałem "Freaks and Geeks". To może być najszczęśliwsza piosnka jaką w życiu słyszałem (jak na ironię, bo miała być śpiewana dla umierającego ojca jednego z członków zespołu). Gdy tylko ją słyszę to widzę grupę przyjaciół jamujących przy ognisku, gdy połączyła ich jakaś kosmiczna energia i każdy z nich znalazł swoje miejsce w tym utworze.

"Beautiful Child". Nie mam ulubionej piosenki wszechczasów, ale jeśli miałbym wybierać to właśnie tę. Trafiłem na nią podczas poznawania dyskografii Fleetwood Mac, przyszedł czas na płytę "Tusk", a ją zacząłem od słuchania najdłuższej piosenki. Jakoś tak mi się wtedy wydawało, że im dłuższa tym bardziej warta uwagi. I co? "Beautiful Child" było w porządku. Ale wracam do tej piosenki. I coraz bardziej ją sobie ceniłem. Szanuję również poniższą wersję na żywo. Brakuje mi tych talerzy z 3:50 w wersji studyjnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz