czwartek, 7 lutego 2013

(broni się) PIENIĄDZ

Crime, 1983


Gdyby zatrudnili tutaj aktorów, byłoby naprawdę dobrze! Poważnie, Bresson mógł w końcu nakręcić ciekawy film. Zamiast tego uznał, że zatrudnienie naturszczyków którzy grają gorzej od przedszkolaków (bo są o 20 lat za starzy na takie rzeczy) będzie krokiem w stronę naturalności. Gdybam se, ale film jest wręcz żenująco źle zagrany. Nikomu tam się nawet nie chciało grać, Arnold się zawsze przynajmniej starał, ale u Bressona widać nawet tyle nie trzeba.

A co jest dobrze? Zaczyna się od dwójki znajomych, którzy idą do sklepu by wydać tam fałszywy banknot. Sprzedawczyni się nie kapnęła, tamci se pojechali a wieczorem właściciel zrobił raban, że do takiego numeru doszło. I tu zaczyna się ciekawie: postanawia puścić feralny banknot w dalszy obieg. Lawina ruszyła.



To naprawdę trafia do oglądającego, obserwowanie jak drobne wykroczenie pociąga za sobą kolejne, a każda kolejna osoba na to pozwalająca dokłada od siebie kolejną ciegięłkę która będzie jej ciążyć na sumieniu do samego końca. Który niekoniecznie jest odległy.

W sumie - myślę nawet, że film trafiłby do kogoś, kto sam by chciał spróbować dla jaj podrobić jakiś nominał. Obejrzałby i stwierdził, że mowy nie ma. Nie za taką cenę.

Film naprawdę się broni, mimo rażącej amatorszczyzny w realizacji. A to dużo!


5/10
http://rateyourmusic.com/film/l_argent/

2 komentarze:

  1. Tak jak przy filmach fińskiego reżysera, tak tu aktorami rządzi bardzo specyficzna metoda. Zresztą u Bressona aktorzy to nie aktorzy, tylko modele, a on nie jest reżyserem a malarze pracującym na taśmie filmowej. Ale o tym lepiej opowiada Bresson w licznych dokumentach, jest też dużo o tym artykułów. Warto poczytać, może wtedy się bardziej do tego przekonasz.

    Ciekawe, że u niego grający mieli być wyzbyci wszelkich aktorskich odruchów, manier. A rezultat tego widziałeś wczoraj. Przyjmuje się to albo nie.

    A i w prawie każdej scenie jest odniesienie do tekstu Biblii. Ale kto ją teraz czyta, zwłaszcza w Polsce.

    I nie nazywaj tego filmu amatorszczyzną, to wszystko było jak najbardziej zamierzone. Taki jest urok filmów tego pana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu nie umiał prowadzić aktorów i tyle. Albo nie chciał. Tak samo pianista w "Życiu cyganerii" nie umiał grać, a tylko walił twarzą w klawisze.

      Usuń