wtorek, 5 lutego 2013

(książka) TRAFNY WYBÓR

Obyczajowa, 2012


Charles Tatum by powiedział: "Barry Faibrother nie żyje. Możecie już iść do domów". Jednak ta historia nie ma swojego Chucka, jedynym mu podobnym był właśnie Barry, po śmierci którego wydarzą się różne rzeczy, a ich osią będzie świeżo zwolniono po Barrym miejsce w radzie miejskiej.
Sam Barry mimo odejścia na kilku pierwszych stronach, będzie uczestniczył w historii niemal do samego końca. W ten czy inny sposób.

Ponoć ma z tego powstać serial telewizyjny, więc to nieco mi ułatwia sprawę pisania. Bo gdybym miał wskazać reżyserów, którzy powinni współpracować ze sobą przy pracy nad filmowym "Trafnym wyborem", wskazałbym na (nieaktywnego już zawodowo) Belę Tarra, Mike'a Leigh oraz nieżyjącego Roberta Altmana. Cała konstrukcja tej historii to wielka-mała mozaika, rozpisana na kilka tygodni oraz około 15 postaci których losy przecinają się, uzupełniają, tworząc razem spójną historię. Bohaterowie z początku żyją oddzielnie, lub w grupach zupełnie się nie stykających ze sobą nawzajem, z czasem jednak ktoś tam zaprosi na kolację, ktoś pójdzie do kogoś by prosić o pracę, albo wyjdzie na zaplecze by zapalić i tam też kogoś spotka. Przykładowa scena: starzejące się małżeństwo zaprasza na kolację przyjaciela oraz jego nową dziewczynę, na chwilę pojawia się i zostaje na dłużej ich znajoma. To razem pięć osób jedzących wspólną kolację, znajoma w końcu wychodzi źle się czując, więc znajomy ją odprowadza do końca ulicy. Z okna widzi ich kolejna postać, sąsiad, i zaczyna podejrzewać u nich romans. Każda z tych postaci to pełnoprawny bohater z krwi i kości, z własnymi myślami i przeżyciami które go ukształtowany, by teraz on kształtował tę historię w swoim zakresie. To typowy Altman i jego "Nashville" chociażby.

Nie piszę o postaciach nie używając ich imion nie ze złośliwości, ale dlatego, że istotne w odbiorze całości jest samodzielne poznanie bohaterów. To jest atrakcją samą w sobie, to jak autorka głęboko kreśli swoich bohaterów, jak wiarygodnie i z namysłem. Jednak tu wchodzi Bela Tarr i fakt, że całość jest napisana wybitnie niefilmowym językiem. Jest tu mnóstwo scen, w których przez 5 stron postać nie robi nic, tylko, na przykład - idzie ulicą. Ewentualnie pali papierosa przy tym. Narrator oczywiście wykorzystuje ten czas, by opowiedzieć kim jest bohater, opisać jego tok myślowy i system wartości.

Heroina zabrała matkę Krystal tam, gdzie nic nie mogło jej dosięgnąć. Wprawdzie w odpowiedzi Terri nazwała córkę zdzirą i kurwą, ale wydawała się przy tym nieobecna i obojętna. Krystal dała jej w twarz, a matka kazała jej spierdalać.

To już stary dobry Leigh, opowiadający o ludziach z dna, codzienności lub osobnikach złych nie z wyboru, choć świadomie. Autorka zdradza motywacje większości postaci, które z boku są złe ale gdy już się pozna to wypada się zastanowić, czyja to wina, że są źli. Najczęściej odpowiedzią pozostaje brak siły, by być kimś innym. To zresztą bardzo w stylu Tarra.

Jeśli miałbym coś zarzucić tej książce, to byłby to brak tła. Miasteczko nie jest duże, ale niema tu jakiegoś płynnego przejścia między bohaterami głównymi a całą resztą. Trochę to sztuczne, że każdy zna tu każdego, podobnie jak czytelnik. Jest szkoła, i wszyscy zachowują się, jakby tam było tylko ilu - czterech uczniów? Cała reszta jest ignorowana, ale o tych czterech można cały rozdział napisać.

I... tyle. Nie ma tu jakichś mocnych momentów (poza jednym, gdy Krys ponownie spotyka się ze swoim małym bratem), nie ma tu katharsis na koniec, nie ma scen które zapadają głęboko w pamięć i przytłaczają swoją monumentalnością (jak np. rozmowa ojca z synem na koniec "Na wschód od Edenu"). Nie jestem niezadowolony, że ją przeczytałem, ale mam świadomość, że koniec końców to będzie raczej statystyka w przeczytanych niż ważny moment. Sprawnie napisana, z wieloma kreatywnymi momentami, i warta przeczytania. Pierwsze 100 stron - niewiele do mnie trafiało. Ostatnie 150 stron już przeczytałem ciurkiem. Dobra. z wyjątkiem samej końcówki, epilogu. Tam już tempo zwolniło.

Trudno mi wyłuskać z tego jakiś morał, bo chyba wszystko brzmiałoby jak banał. Nie znaczy to, że nie warto tego robić, zgłębić przeszłości bohaterów i znaleźć ten decydujący moment który zadecydował o pozostałych. Co wtedy robili i jakim wartościom zdecydowali się hołdować, nawet jeśli nieświadomie.

I mam nadzieję, że Gai oraz Andrew się ułożyło. Plus dla tego drugiego, że zastanawiał się w Przedziałku nad tym, czy możliwe jest rozdzielenie piękna duszy od piękna ciała, czy to możliwe, że pod taką twarzą skrył się ktoś... Inny.
Spróbujcie opowiedzieć to za pomocą kamery, powodzenia.



7/10.

1 komentarz:

  1. A obecnie czytane - "Pustynna włócznia, tom I". Kontynuacja "Malowanego człowieka".

    OdpowiedzUsuń