piątek, 14 marca 2014

(felieton) Okazało się, że jestem poważnie chory.. tak jakby

Tak bardzo, że to nawet wystarczyłoby, aby otrzymać doraźną pomoc na walkę z ową... przypadłością. Bo skoro na walkę z nadwagą można przeznaczyć kasę z NFZ, to czemu nie na walkę z niedowagą? Domagam się dotacji z Unii, by postawili w moim mieście Big Kahuna!

Jakby ktoś nie wiedział - niedowaga jest wtedy, gdy ktoś waży za mało w stosunku do swojego wzrostu. I to oczywiście nie jest choroba, tylko połączenie genów z przyzwyczajeniami. Mógłbym ważyć więcej, ale jestem przyzwyczajony do tego, ile jem, i to mi wystarcza. I co w tym złego? Nic? To czemu tak się palicie, by walczyć z otyłością?

Trzeba tu wyszczególnić dwa rodzaje grubasów - do pierwszego zalicza się wszystkich normalnych, a do drugiego wszystkich wariatów, którzy całą energię pożytkują nie na ćwiczenia tylko na to, by nazywać ich wyłącznie "puszyści" (są jeszcze dwa podgatunki, czyli dziewczyny i ci wyszczególnieni przez Rorshacha, ale nie będę się rozdrabniać). I z czym tu walczyć? Pierwszym to pasuje, w drugim wypadku to nie z ich wagą trzeba walczyć, tylko charakterem. Bo to plaga polskich szkół? Wiecie co nią naprawdę jest? Nauczyciele, którzy nie wiedzą, po co uczą.

Ale dobrze, załóżmy, że "oni" naprawdę nie są niczego z tego świadomi, ich intencje są prawdziwe, i naprawdę chcą uleczyć "plagę otyłości", bo ktoś im wmówił dawno temu, że życie prywatne drugiej istoty ludzkiej to coś, w co rząd może ingerować z czystym sumieniem. Wiecie, co pomoże? Likwidacja takich organizacji jak NFZ, które sprzedają moratorium na odpowiedzialność, w tym wypadku rodziców względem ich potomków. "Podpisz tutaj, daj tyle i po wszystkim, to już nie twoja wina... Weźmiemy pieniądze, których nie zarobiliśmy, nazwiemy to chorobą i wszystko będzie cacy, sumienie będziecie mieć czyste... Wszystko na koszt tych, którzy pracują i nie są grubi, oczywiście. To małym druczkiem? To zapewnienie, że nie będziecie się przyglądać temu, co robimy z resztą pieniędzy przez najbliższe 12 miesięcy".

I w ten sposób grubasy pojadą sobie na aktywny wypoczynek, na który ich nie stać. Oby tylko któryś z nich zapytał: "Ale za czyje pieniądze to mamy?".

Chcą mi opodatkować napoje gazowane, w ramach tej walki z otyłością. Jedyny plus jest taki, że znowu, jak zawsze w takich sytuacjach, przypomniano sobie o tych, którzy znają się na ekonomii. Znowu zaproszono ich przed obiektyw kamery by wytłumaczyli, że takie działanie szkodzi krajowi na wszystkich poziomach. Zmusza do zwolnień, te mniejsze przedsiębiorstwa prowadzi do bankructwa, pieniądzy ubywa i nikt nawet nie pyta, na co one pójdą. Taka jest cena udawania, że oni tam po coś są.

Koszt sprawienia, by sześciolatki poszły do szkół - 4 miliardy złotych.

2 komentarze:

  1. Dokładnie. Właśnie dlatego jestem za legalizacją marihuany. Nie dość, że mielibyśmy duże wpływy to budżetu, to na dodatek palenie trawy wzmaga apetyt - owszem! To nie wszystko. U otyłych zażywanie niewielkich porcji konopi indyjskich może stwarzać poczucie lenistwa udania się w kierunku lodówki. Przez zażywanie marihuany jeszcze nikt nie umarł. Chodzą wieści, że można ją traktować jako skuteczny lek. Ponadto zwiększa możliwość zachorowania na przypadłości psychiczne. Nobody is perfect. Jednakże to ostatnie również można wykorzystać pozytywnie - np. przy podawaniu większych dawek politykom. ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idealny komentarz do takie felietonu o wszystkim naraz :)

      Usuń