niedziela, 12 maja 2013

Community, sezon 4 | odcinki 9-13

4x09 "Intro To Felt Surrogacy" - 8+/10

Bohaterowie siedzą przy stole od kilku dni w ciszy. Dean postanawia im pomóc przy pomocy kukiełek, które pozwolą im mówić gdy nie będą mogli mówić wprost. Akcja cofa się w czasie, a bohaterowie zmieniają się w pacynki.

Hołd dla Muppetów, liczne mrugnięcia okiem (m.in. do "Lost") sporo humoru, piosenki oraz... dramat jako katharsiss, potrzebne by żyć dalej w uśmiechu. I Dean, którego w tym odcinku pokazują jako tego, który pomaga innym, ale ze swoimi problemami musi sobie radzić sam... Właśnie, on też ma problemy! Do tej pory to były tylko zabawne i dziwne rzeczy, ale jakby wziąć je na poważnie, co też właśnie zrobiono... Taki skromny ruch, a jak wiele zmienia.



4x10 "Intro to Knots" - 7/10

Bo skoro śnieg leży do kwietnia, to i można emitować odcinek świąteczny. Wszechświat jest za "Community"!!

Ale poza bardzo miłym mastershotem na początku, liczącym sobie ponad 2 minuty (w ogóle zdjęcia w tym odcinku były bardzo dobre), to nie mam za wiele dobrego tu do powiedzenia. Żart był w porządku, mój faworyt to Troy mówiący z przerażeniem o swoim nauczycielu "Zna moje imię" - obejrzycie to zrozumiecie.;-)

Nie wiem, gdyby był wcześniej jakiś wstęp dla tego nauczyciela, ale on ledwo się pojawiał, i nic z tego nie było warte wspomnienia wśród moich notatek - a grał go cholerny Malcolm McDowell! Tutaj wychodzą na wierzch jego problemy... ale to kompletnie znikąd, taki wymuszony dramatyzm.

Poza tym trochę tego świątecznego klimatu, więc ocena wyższa.



4x11 "Basic Human Anatomy" - 7+/10

Pierce przydaje się na coś, plus. Britta jest ładna, plus. Duet Annie & Shirley mówi to samo, są zabawni, plus. Jeff nauczył mnie mówić "Nie", plus. Troy i Abed zamieniają się miejscami. Wiecie, w stylu "Freaky Friday". Wynikają z tego żarty w stylu zaglądania dla pewności do spodni, ale samo patrzenie na nich jak udają siebie nawzajem jest cholernie rozbrajające.

Na końcu wyjaśnia się, po co się zamienili. Poważna sprawa. Wielki plus.

Scena po napisach, z robieniem wpadek i ganieniem się nawzajem za robienie tego ponownie - też plus.



4x12 "Heroic Origins" - 7+/10

Czyli pół wielkiego finału - co sprawiło, że znaleźli się 4 lata temu na tym uniwersytecie? Może to przeznaczenie? Temat może nie wykorzystany jakoś nadzwyczaj dobrze + kilka wymuszonych momentów, na czele z Abedem uświadamiających sobie, że jest villianem. Ale to jednak dobry odcinek, celnie wykorzystujący te postaci i pozostawiający w przekonaniu, że ten epizod był planowany od samego początku serialu.

Plus morał z "Blizny" Kiedisa, czyli: może i były chuje muje z nas, ale to doprowadziło nas do chwili obecnej, więc jesteśmy dumni z tego, zaakceptujmy to.



4x13 "Advanced Introduction to Finality" - 7/10

 Jeff kończy naukę, wraca do zawodu adwokata, ale zanim to nastąpi - Zły Jeff wkracza do akcji. I powiem tak: fani "Community" którzy akceptują co się stało z tym serialem wraz z trzecim sezonem, będą usatysfakcjonowani, docenią co trzeba, ale... tylko oni. Zbyt wysokie tempo, bugi w scenariuszu, głupie rozwiązania kilku scen, a na koniec jeszcze odwołania do innych filmów które są chyba tylko po to, by pochwalić się, że widziało się te inne filmy. Nawet ja czuję braki w takim zakończeniu wszystkiego. Tak na serio to poprzedni odcinek byłby lepszym zakończeniem. Tutaj tylko kończy się historia Jeffa oraz Pierce'a, ale z doskoku. Cała reszta postaci jest właściwie zapomniana, a potencjał niewykorzystany. Leci niby ta muzyczka, niby widać jakiś zarys fabuły który niby mógł starczyć na epickie, trwające półtorej godziny zakończenie. Widać starania zmieszczenia tego w 20 minut... ale nawet jak to ledwo akceptuję. Serio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz