niedziela, 26 maja 2013

DZIEŃ ŚWISTAKA

Romantic Comedy & Low Fantasy, 1993


Maraton roku 1993 zaczynam od powtórek ulubionych filmów z tego roku. Nie chcę powtórki z 1998, z którego nadal nie zobaczyłem "Cienkiej czerwonej" oraz "Porachunków". Na start: jeden z najmądrzejszych filmów jakie w życiu widziałem.

Phil Connors (Bill Murray) pracuje w telewizji jako prezenter pogody. Zbliża się 2 lutego i musi po raz czwarty z rzędu pojechać do małego miasteczka w zadupiu Ameryki, by zdać relację na żywo z obchodzonego tam dnia świstaka. Problem polega na tym, że nie cierpi tego, a cały zwyczaj uważa za skończoną głupotę. Skupia się na tym, by przeżyć ten dzień i jak najszybciej wrócić do siebie. Jednak śnieżyca odcina drogę powrotną, a jutro najzwyczajniej w świecie nie nadchodzi. Bohater z nieznanego mu powodu trafia w powtarzalny ciąg dnia świstaka, cały czas przeżywa ten sam dzień, w kółko i w kółko. I tylko on jest tego świadomy, cała reszta świata wygląda dokładnie tak samo każdego kolejnego dnia.

Ton tej opowieści jest niesamowity, bo jednocześnie spójny, zróżnicowany i perfekcyjnie wymierzony. Fundamentem jest obyczaj z sarkastycznym bohaterem - od tej podstawy historia waha się w kierunku surrealizmu, paranoi, komedii, historii miłosnej, czarnego humoru, tragedii i na końcu wrócić do obyczaju. Zawalenie tego było niesamowicie łatwe, ale podołano postanowieniu, wyciskając z tematu wszelkie wariacje i możliwości... z jednym wyjątkiem - tragedią. Reżyser wyraźnie tego unikał, i dobrze! Trzymał się konwencji komediowej, co tylko przysporzyło kolejnych kłopotów, ale tu też dał radę. Wszystkie negatywne lub psychiczne momenty widz otrzymywał przez pryzmat żartu, czasami wręcz ekstremalnego czarnego humoru. Czuć było jednak potrzebę samej historii, by pójść na poważnie w stronę dramy choć raz. I ten moment wybrano bardzo dobrze - tuż przed 3 aktem, i bierze się znikąd. I dlatego tak to dobija.





[spoiler] Bo nagle uderza wtedy ta myśl: ten dzień był cały czas powtórką ostatniego dnia bezdomnego. Na końcu on zawsze umierał, ze starości - nic na to nie można było poradzić - a bohater musiał się nauczyć żyć ze świadomością tego... Porażające [/spoiler]

Miałbym zastrzeżenia do postaci operatora, którego każdy tekst to suchar z jakiegoś powodu, i do kilku innych szczegółów (jak porywa świstaka, tam jest parę błędów). Ale jedynym poważnym błędem który mogę wskazać i obniżyć za niego ocenę jest całkowity brak pauz. Kolejne sekwencje następują po sobie niemal natychmiast, następny dzień zaczyna się w ułamek sekundy później, podczas gdy obraz aż domaga się chwili odpoczynku. Niech scena zacznie się choćby te 10 sekund przed 6 rano, niech widz zacznie odliczać i zastanawiać się: "To nadal ten sam dzień? Może coś się zmieniło?". Niech zacznie mieć nadzieję na zmianę, a może nawet będzie wolał, by bohater musiał go spędzić jeszcze raz, by coś poprawić? Te momenty wycięto z filmu, na czym sporo on traci.

Ale i bez tego widz jest bardzo zaangażowany. Począwszy na pomyśle, który chyba ani wcześniej ani później nie został powtórzony - on sam daje spore pole do rozmyślań. Co też scenarzysta przygotował dla bohatera? Jakie będzie rozwinięcie i zakończenie? Co widz sam by zrobił, jakby wykorzystał ten czas? A potem idzie dalej - widz jest w stanie łatwo zrozumieć depresję bohatera, dlaczego ten zaczyna wariować. Potężny jest moment, w którym po serii trzasków w twarz nastaje nowy dzień, a Rita wita się z Philem jak gdyby nigdy nic. I ta obojętność jest dobijająca. Jej odbicie na twarzy Phila również. Następnie jednak, jest ta część w której kino pomaga widzowi. Pokazuje jak można byłoby spędzić ten dzień, ile on oferuje - o wielu z nich widz na pewno sam nie pomyślał. Scenarzysta zaskakuje tu pomysłowością, spełniając każdą obietnicę, zostawiając widza z tym uczuciem: "Chcę przeżyć taki dzień". Ale jednocześnie uczy, jak wiele trzeba najpierw dać z siebie, jak dużo trzeba nad sobą pracować, by do tego dojść.


8+/10.
http://rateyourmusic.com/film/groundhog_day/

Najlepszy kawałek z soundtracku - "Phil Gets the Girl".

2 komentarze:

  1. Jeden z najlepszych filmów z Murrayem. I w ogóle niesamowita komedia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chuy. Po filmie zastanawiałem się co bym robił na miejscu Phila. Tymaczesem jestem na jego miejscu bo każdy mój dzień wygląda tak samo. Taka drobna różnica że się starzeję, a ludzie pamiętają poprzedni dzień...
    A chodzi mi o to że marnujemy życie zamiast wyrywać dupy i grać na fortepianie... xD

    - andrew

    OdpowiedzUsuń