sobota, 1 lutego 2014

12 Years a Slave (7/10)

Historical Drama & Biopic, 2013


Solomon Northup to prawdziwa osoba - w XIX wieku został sprowadzony z pozycji szanowanego obywatela do zwykłego czarnucha i sprzedany, by zbierał bawełnę. Jak to możliwe? Otóż... wypił, a następnego dnia samo się stało. Dopiero na napisach końcowych wyjaśniono, że byli jacyś łowcy niewolników, którzy go porwali. Miał pecha, biedaczek. "12 years a Slave" skupia się na okresie pomiędzy przed porwaniem i gdy znowu był wolnym człowiekiem.

Podczas oglądania miałem wrażenie, że ta opowieść została ograniczona, by nie była zbyt drastyczna, gwałtowna i nie zmuszała widza do niczego. By wysiedział to do końca i nie czuł się po seansie jak gówno. Kilka przykładów - tytuł. Już on daje wyraźny znak, że ten okres w życiu bohatera skończy się, daje pewność i nadzieję. Gdy Solomon budzi się na początku w kajdanach i przekonuje strażników, że przecież jest wolnym człowiekiem, nazywa się tak i tak, mieszka tu i tu... A oni zaczynają z nim rozmawiać. Nic wielkiego, ale to i tak spora różnica wobec tego jak ta chwila wyglądała naprawdę (pobicie za samo odezwanie się, ubliżanie i tak dalej... i jakoś wątpię, by dawali po jednym niewolniku do jednej celi). Na statku z kolei usłyszałem niewielką przemowę o tym, że jak to Solomon chce żyć, zamiast przetrwać... Dosyć jasny znak dla oglądającego, że to tylko film. Takich "ugładzających" momentów jest trochę w tym filmie. Największym jest Brad Pitt pytający Michaela Fassbendera, jakie on ma prawo by niewolić drugiego człowieka. Piszę absolutnie poważnie. To naprawdę jest w tym filmie.

Są też bardziej subtelne wygładzenia, np. prawie w ogóle nie ma scen przedstawiających wcześniejsze życie bohatera, więc nie czułem za bardzo tej przepaści, nie czułem smutku za tym co teoretycznie przepadło na zawsze, bo w ogóle tego nie poznałem. Takie ograniczenie sprawiły, że to bardziej kolejny film na znany temat niż coś wyróżniającego się. A może to ja? Może to do mnie nie docierają filmy o przemocy fizycznej (przemocy psychicznej w ogóle u McQueena nie ma tym razem)? Tak czy siak - podjęto z pewnością właściwą decyzję. Jeśli poczytacie opnie innych to zobaczycie, że widzowie z reguły są wstrząśnięci tym obrazem.

Zapewne niżej powinienem ocenić ten tytuł, zwłaszcza biorąc pod uwagę różne "modyfikacje" względem pierwowzoru. Ale szczerze - świetnie się to oglądało. Szczególnie jak na film bez pełnometrażowej fabuły. Główny bohater był niezły, reżyseria i klimat Nowego Orleanu, pól i natury. Co chwila pojawiał się jakiś szczegół warty uwagi (zmiana ubrania, by pokazać krew na plecach), jakaś świetnie zrealizowana scena (biczowanie!). Aktorzy sprawdzają się bez pomyłki (chociaż trochę żałuję, że Cumberbatch grał typowego dobrego białego). Jeszcze Paul Dano na medal śpiewał rasistowski pop. Taki typowy, dobry film, który się nie wyróżnia.

Mam tylko nadzieję, że za 36 miesięcy nie będę pisał "Steve McQueen się sprzedał".
https://rateyourmusic.com/film/12_years_a_slave/

PS. Teraz muszą zrobić film o tym, jak wymyślono polski tytuł.

4 komentarze:

  1. klimat Michigan ?

    - andrew

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawało mi się, że tam się akcja rozgrywa. Tzn. taka nazwa padła w filmie.

      Usuń
    2. Już nie pamiętam ale w Michigan moze mieszkał z rodziną, ale okres niewolniczy to już okolice Nowego Orleanu czyli Louisiana. Bo raczej chodzi ci o klimat pól bawełny niż o klimat brudnych ulic którymi przechadzał się nasz czarnuch.

      Usuń
    3. Słusznie, poprawiłem.:)

      Usuń