sobota, 8 lutego 2014

Wielkie piękno (7/10)

Satire & Drama, 2013


Kolejny człowiek wałęsa się po Rzymie, szukając swojej przeszłości, myśląc nad życiem oraz sztuką. W "Great Beauty" jest nim Jap Gambardella, człowiek który krótko po swoich 64 urodzinach doszedł do wniosku, że szkoda mu czasu na rzeczy, w których nie chce uczestniczyć. Dawno temu napisał książkę, tylko jedną, i do dziś ludzie pytają się go, kiedy napisze następną? Czemu jeszcze jej nie napisał?


Pierwsze co rzuca się w oczy to fenomenalna reżyseria. Pierwsze 13 minut wręcz każe zastanowić się: po co filmom scenariusze? Przecież wystarczy ruch, tempo, muzyka, rytm... Niby nic się nie dzieje, by następnie zmienić scenerię na typowo dyskotekową, ale jak to wygląda! Trudno uwierzyć, że to współczesny film, bardziej prawdopodne by było, gdyby powstał w latach 30-tych, gdy różni mistrzowie kina i teoretycy uczyli się języka kina, poszerzali go i kategoryzowali. "Wielkie piękno" to definicja ruchu, powszechnie nazywanego akcją. Co chwila jest cięcie, co chwila kamera robi jakiś gwałtowny najazd gdzieś, cięcie, kręci się wokół czegoś, cięcie, podążą za czymś. Albo aktorzy są w ruchu, albo coś innego... zwróćcie uwagę na zgranie tego, jak kamera zatrzymuje się idealnie w momencie gdy aktor zaczyna ruch i na odwrót... Pozostaje tylko mieć nadzieję, że "Avengers 2" nakręcą z taką samą dynamiką oraz pasją. Bo ogląda się to miodnie.

Wysoce prawdopodobne, że Paolo Sorrentino to najlepszy reżyser tej dekady. Gorzej w temacie zawartości, opowieści, historii, fabuły. Czyli scenariusza, bo ten jednak był. Ludzie wypowiadali dialogi, uczestniczyli w scenach i tak dalej. Samo przesłanie, morał - to jest w porządku, na dodatek ładnie na końcu wyłożone bym dał radę zrozumieć. Bardzo spodobał mi się świat wyjęty niczym ze "Śmierci w Wenecji", gdzie ludzie byli wykwintni i pełni klasy... tylko w "La Grande Bellezza" już tego nie mają. Wciąz fascynują się sztuką, są artystami, ale wystarczy ich przycisnąć i okazuje się, że sami nic nie wiedzą. Słyszeliście zapewne o ludziach, którzy jedzą farbę, wymiotują na płutno i takie dzieło sprzedają potem za grube miliony - Sorrentino opowiada właśnie o tym. I trzyma klasę, posługując się satyrą ale nie w taki jaskrawy sposób który zwykło kojarzyć z pojęciem "satyry". Ale film trwa ponad 2 godziny, i parę razy zdarza się twórcom powtarzać po sobie to, co chwili widzowi przekazać - a innym razem zwyczajnie przynudzać. Ilość scen uniemożliwia utrzymanie początkowego tempa.
https://rateyourmusic.com/film/la_grande_bellezza/

4 komentarze:

  1. Film świetny. Gdyby to zrobiono w USA, to pewnie taki "Wilk z Wall Street" dla seniorów by wyszedł. Racja, początek jest genialny i faktycznie w tym trudno wyodrębnić fabułę. Jednocześnie ogląda się to mega ciekawie. Nie wiem. To musi być kwestia odpowiedniego kompozycji/dynamiki. Dwie godziny to może rzeczywiście trochę za dużo. 1:40 by wystarczyła, lecz czy to znowu taka wada? Jak na razie mam dwa filmy z 2013, na które mam blureyową ochotę i "Wielkie piękno" jest jednym z nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kompozycji, owszem. Czyli ile co powinno trwać, w jakiej kolejności, i setki innych szczegółów (łączenie scen ze względu na kontrast, dodawanie pauz). Szkoda, że przy pisaniu scenariusza nie wykazał się taką samą wiedzą.

      Drugim jest zapewne "Hobbit"?

      Usuń
    2. Hmm.. Wiesz co? Ja nie oglądałem w ogóle "Hobbita". Czekam, jak Peter Jackson wyda 9 częściowego LOTRa i wtedy sobie kupię całą kolekcję w wersji premium fullhd bluray, ze zdjęciem reżysera oraz maskotką...

      Drugi to "Gravity".

      Usuń
    3. Znaczy - jeszcze "Silmarilliona" ma przenieść na ekran? Niewiedziałem.

      Wtedy standardem będzie pewnie 4K ;-)

      "Gravity" też chętnie nabędę. Ale najpierw mieszkanie, kanapa, telewizor, głośniki...

      Usuń