piątek, 1 listopada 2013

Ile warte są nowe filmy?

Ostatnio bardzo rzadko mam jakieś ekstra drobne. Oczywiście, gdy jakieś jednak będę miał, chcę iść do kina. Tylko... właśnie. Czy warto? Od jakiegoś czasu wszystkie filmy, na które potencjalnie chciałbym się wybrać, dosyć szybko mnie sobą zniechęcają.

Są przypadki takie jak "After Earth" i "Man of Steel", które zachęciły mnie dawno temu zwiastunem, by przy pierwszych recenzjach rozczarować i dałem sobie z nimi spokój.

Są filmy chwalone, ale o opisie który praktycznie wystarczyłby za negatywną recenzję. Nowy Allen opowiada o tym, że fajnie jest się na starość zacząć okłamywać. Dla niektórych znaczy to 5 gwiazdek na cztery, dla mnie okrągłe zero. A na pewno nie mam zamiaru wydawać kasy na film o takiej filozofii.

Są filmy, który zbierają wiele dobrych recenzji, ale gdzieś po drodze usłyszę "E, jednak nie jest taki dobry" i też tracę zapał. "Pacific Rim" jawił się jako "Avengers" AD 2013 roku, dostałem przekombinowany dramat, masę głupot odwracających uwagę od scen akcji, które zresztą były w liczbie trzy na cały film.

Filmów średnich lub "średnio ocenionych" nie uwzględniam niestety, choć taki "Koneser" na uwagę zasługuje.

I kończy się na tym, że nie poszedłem na nic. Zazwyczaj - nie żałuję. Póki co jedynym filmem który złożył obietnicę i słowa dotrzymał było "Panaceum", kto by się tego spodziewał?

Wyłączając cały temat piractwa, spokojnie można po prostu wybrać coś innego. Odłożyć kasę na grę komputerową lub na "czarną godzinę". Albo poczekać, aż będzie w telewizji. Nie trzeba iść już teraz. Chodziłem do kina przez kilku lat, i co chwila pojawiał się obraz, który warto było obejrzeć, i dotrzymywał on obietnicy. Dopiero teraz tak patrzę i nie widzę tego samego. Dziwna sytuacja. Chyba pierwszy raz to nie ceny biletów, trudny dojazd, brak polskiej premiery lub reklamy przed seansem nie są wytłumaczeniem, że mało ludzi do kin chodzi. Po prostu nie ma na co.

"Grawitację" też miałem chęć obejrzeć. Ale zaraz usłyszałem, że fabuła i dialogi to dno, więc zwątpiłem. Nie chcę przecież iść na film dla efektów specjalnych i montażu, racja?

Może końcówka roku to zmieni. Może to moje fanaberie. Może pamiętam tylko samą radość z zobaczenia filmu, nie zważając na to, jaki on był - dziś wciąż tak reaguję. Albo to był jedyny sposób, by go obejrzeć, i cieszyłem się, że mam go już za sobą, zaliczonego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz