poniedziałek, 25 listopada 2013

(książka) The Perks of Being a Wallflower

Osoba podpisująca się jako Charlie śle listy do pewnej osoby. Nie wiemy kim ona jest, ona z kolei nie wie, kim jest Charlie. Pisze, bo chce wierzyć, iż jest na świecie taka osoba jak ona - usłyszał, że ona potrafi słychać, i nie wykorzysta tego, o czym się dowie. Bohater zmienia dane i nie zamieszcza adresu zwrotnego. Jego przyjaciela znaleziono martwego, popełnił samobójstwo. Wszyscy zaczynają się martwić, jak Charlie to zniesie - psychiatra organizuje spotkania, nauczyciele dają mu wyższe oceny mimo, że nie zasłużył. On sam często krzyczy i bardzo wiele płacze, czasami sam nawet nie wie czemu tylko tak umie reagować na wiele rzeczy. Ale rok się skończył, wakacje niedługo przeminą, zacznie się nowa szkoła. Tym razem liceum. Boi się tego, stąd pomysł z listami, w których opisuje wszystko.

Względem filmu - książka zawiera ogromną ilość szczegółów, tła, detali i historii. To właściwie coś na kształt uzupełnienia - opisane zostały chwile w starej szkole, tamtejsi znajomi. Znana rodzina bohatera sięga tak daleko jak to się chyba da. Dziadkowie, ciotka, i wiele innych. Charlie też więcej spędza z nimi czasu, opisana jest ich przeszłość (wspólne oglądanie finału "MASH"), święta, oglądanie "To wspaniałe życie" u dziadka. Przy okazji - urodziny Charliego wypadają tuż przed Gwiazdką. Czytelnik pozna również dziewczynę Billa, nauczyciela angielskiego, który w tej wersji da o wiele więcej książek swojemu uczniowi. W tym "Obcego" czy "Nagi lunch". Pojawi się też więcej piosenek na składankach, m.in. "Gypsy" Suzanne Vega, której w filmie nie ma, a ja często lubię włączyć sobie ten kawałek przed zaśnięciem.

Więcej też powiedziano o innych postaciach, siostra ma więcej niż jednego chłopaka przez ten czas. Więcej o końcówce znajomości z Bradem, o przeszłości Sam. Wprost też poinformowano czytelnika o tym, co Charlie napisał w liście do Sam na Gwiazdkę, podczas gdy w filmie trzeba było się tego domyślić (i jak się okazało, miałem rację).

Wolę film jednak. Bohater filmowy jest bardziej dostojny (niemal w ogóle nie płacze, jest bardziej pewny siebie, w książce jest piątym kołem dla Alice, Boba i reszty, w filmie autentycznie go polubili i byli wzajemnie dla siebie przyjaciółmi), narracja filmowa - o wiele przecież trudniejsza - została lepiej wykorzystana do opowiedzenia tej historii, końcówka wypada o wiele naturalniej na ekranie niż w listach. I może to dlatego, że znałem historię, nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak film. Końcówka jest gorzej przedstawiona, stało się tam to co mogło przytrafić filmowi, bo pojawia się niejako na doczepkę, zamiast finałowe uzupełnienie bez którego ta historia nie ma żadnego sensu.

Lepiej za to poradzono sobie z myśleniem Charliego o przeszłości i przyszłości. W filmie wypala pod koniec "Wiem, że kiedyś będziemy tylko historiami", w książce naprawdę wiele o tym myśli. Czy gdyby dziadek nie bił matki, to ta nie pragnęłaby wyjść za kogoś, kto nie będzie jej bił, przez co nie poznałaby ojca i w efekcie Charlie nigdy się nie urodził. Zastanawia się nad "dniami chwały", które przeżywa każdy sportowiec wybiegający na boisko... i myśli, czy przypadkiem nie mijają jego własne "dni chwały", i nawet tego nie zauważa.

To oczywiście wciąż ta sama opowieść, o bardzo skomplikowanym problemie filozoficznym, zmianie tego w co się wierzyło do tej pory, gdy dostrzega się błędy swojego rozumowania. Tak szczerze to nie zdziwiłem się, gdy na końcu Bill dał uczniowi "Źródło", sugerując by podszedł do tej genialnej powieści bardzo sceptycznie. Raczej poczułem zadowolenie, bo to coś właściwego w takim momencie. W filmie "Źródła" nie ma.:)

Warto to przeczytać, choćby jako uzupełnienie tego - z braku lepszego słowa - filmowego uniwersum, o którym faktycznie można myśleć i zastanawiać się nad pewnymi elementami. Np. do kogo pisze te listy? Piąty raz stykam się z tą opowieścią, i tak sobie myślę... on mógłby pisać do samego siebie z przyszłości. To by pasowało do tej postaci, potraktowanie samego siebie jako oddzielnego człowieka, wyidealizowanego (bo z przyszłości). Ale to tylko ślepy strzał. Zapewne pisze do zwykłego psychiatry w innym stanie Ameryki Północnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz