piątek, 20 grudnia 2013

Mary Poppins (7/10)

Children's & Family


Rodzice nie mają czasu dla dzieci. Ojciec rano wychodzi do pracy, matka walczy o prawa kobiet, dzieci potrzebują niani. Te jednak, jedna za drugą, mają dosyć małych szkrabów. To nie jest zadanie dla kogoś zwykłego, tu trzeba wypowiedzieć życzenia. Dzięki niemu pojawia się właśnie Mary Poppins...

Jeśli zaglądacie na stronę tgwtg.com to wiecie, że w tym miesiącu pojawiają się tam krótkie filmiki o aktorskich filmach Disneya. W ten sposób zostałem zachęcony do obejrzenia tego klasyka. Wcześniej nie miałem takiego zamiaru. Wiedziałem, że taki film istnieje, i to wszystko, nie interesował mnie. Ale usłyszałem kilka ciekawych zdań i postanowiłem zobaczyć, co mnie ominęło, gdy byłem mały. W sumie sporo, bo jak na film dla młodych, jest idealny. Kolory, dźwięki, atmosfera, chwile pełne zabawy i ludzi przyjaznych dla dzieci, a nade wszystko idealna muzyka oraz zrozumienie młodych. A także nauka dla nich, przekazana bardzo zręcznie - nad nimi czuwają ich rodzice, ale kto czuwa nad rodzicami? Oni sami. I czasem dzieci muszą zaopiekować się swoimi opiekunami. Dobrze coś takiego zobaczyć w filmie dla najmłodszych.

Nawet piosenki są dobre, twórcy wiedzieli jak je zaprezentować, dzięki czemu po jednokrotnym seansie znam 4-5 piosenek! To chyba rekord. O kominie, łyżce cukru, karmieniu ptaszków, najdłuższym słowie świata...

Ale jednak dziś jestem starszy niż target, i piosenek jest dla mnie za dużo. 4-5 zapamiętam, ale pozostałe 20 gdzieś poszły i nie wrócą. Film jest dosyć długi, a półtorej godziny z niego to niekończące się scenki które nic nie dodają, bo tylko... scenki. W ostatnich 30 minutach zdarza się bardzo ważny zwrot dramaturgiczny, który jest zwyczajnie kretyński, i nawet jakby był w jakimś filmie z dużymi robotami, to i tak byłaby to jedna z czołowych głupot. Trochę mi się seans dłużył, zanim doszedłem do tego co było dla mnie, czyli całkiem poważnej końcówki, w której uzasadniony jest nawet długi metraż opowieści.

W międzyczasie bawił mnie rozmach całości - perfekcyjna strona techniczna, pełna pomysłów, z lewitującą herbatką na czele - klasa aktorska i dystyngowano-baśniowy klimat. Nawet te marne żarty, z których "najśmieszniejszy" leci jakoś tak:

Kobieta otwiera drzwi. Widzi mężczyznę, który mówi:
- Bardzo mi przykro, ale przejechałem pani kota.
- Ojej!
- Chciałbym go zastąpić.
- Wątpię, by łapał pan myszy tak dobrze jak on.

Podczas oglądania mogłem zrzędzić nieco bardziej, ale to taki film, który lepiej się wspomina niż ogląda. Te mniej istotne się zapomina, lub nawet nie warto o nich wspominać, a te dobre chce się chwalić i chwalić... Bert był wspaniały. Z pewnością usiądę do telewizora, gdy tam poleci kiedyś.
https://rateyourmusic.com/film/mary_poppins/

2 komentarze: