wtorek, 3 grudnia 2013

(serial) Twilight Zone & Melancholia Haruhi Suzumiyi

"Strefa mroku", klasyk z 1959 roku!

Formuła jest następująca: 25 minut, dowolny gatunek, dowolne miejsce, dowolny czas, dowolna historia. Jeden warunek: widz przenosi się na chwilę do strefy mroku. Na dosłowną chwilę, trwającą jedną scenę, albo i cały odcinek tam się rozegra. Słucha opowieści o kowboju, który pije tak długo, że nie umie już strzelać - ale objazdowy sprzedawca oferuje mu miksturę, dzięki której trafi wszystko z każdej odległości! Albo o dwójce astronautów, którzy wrócili szczęśliwie z podróży - jednak poleciał z nimi ktoś jeszcze, trzeci astronauta, tylko jakoś nikt o nim nie pamięta... To może o kobiecie jadącej do Kalifornii, widzącej przy każdym postoju w lusterku tajemniczego autostopowicza? Albo o klientce domu towarowego, która wjeżdża windą na piętro, którego tam nie ma?

Dramat, komedia, dreszczowiec, satyra, sci-fi, fantasy, western, kryminał. Nie ma ustalonego momentu startowego, do którego każdy kolejny odcinek musi się równać. Bohater może umrzeć albo przeżyć. Zakończenie może być szczęśliwe lub dołujące. Wszystko okaże się snem, albo i rzeczywistością. Na końcu może być zaskakujący zwrot akcji, jednak nie spodziewajcie się go zbyt często...

Wyjątek: pierwszy odcinek ma jedno z najgenialniejszych zakończeń jakie w życiu widziałem. Nie obawiam się tego pisać, byście w przyszłości obejrzeli i zawiedli się, bo oczekiwania były bla bla bla. Nie, to zakończenie jest aż tak dobre, że możecie się spodziewać czegoś niesamowitego.

Z pewnością obejrzę kiedyś pozostałe odcinki.

----
"Melancholia Haruhi Suzumiyi" oraz "Suzumiya Haruhi no Yuuutsu". To właściwie ten sam serial. Są z nim jednak niezłe jaja już na tym etapie, ponieważ: "Melancholia" składa się z 14 epizodów, które wchodzą w skład "Suzumiya Haruhi no Yuuutsu", który poza owymi 14 odcinkami, ma kolejne 14. Żeby to wszystko popłatać jeszcze bardziej, chronologia w obu produkcjach jest odwrócona do góry nogami. Pierwszy odcinek "Melancholii" w drugim serialu pojawia się jako 25, i żeby go zrozumieć trzeba znać sagę 6 odcinków które ów 25 odcinek poprzedza. Za to finał pierwszego serialu w drugim pojawia się jako odcinek... szósty. Do tego są takie kwiatki, jak dwa odcinki tworzące całość w drugim serialu pojawiają się jeden po drugim, a w pierwszym dzieli je odcinek z dupy wzięty.

Nie miałem zielonego pojęcia jak to oglądać. Na szczęście o wszystkim zorientowałem się będąc w połowie. Jedynie gdy te dodatkowe odcinki zaczęły mnie nużyć to skupiłem się na obejrzeniu "podstawowych" epizodów, a ten nowe tylko pobieżnie. Definicja burdelu na kółkach, bo to z jednej strony jest serial całościowy, a z drugiej... nie.

Z jednej strony sześcioczęściowa "Melancholia" to prawdziwa perełka, która momentami rozwala głowę. Jest pomysłowa, oryginalna, po prostu niesamowita. I od finału 3 odcinka (kiedy dopiero zaczęło się coś dziać) oglądałem to wszystko ciurkiem, chcąc się dowiedzieć co jeszcze zobaczę. Ale poza ową "Melancholią", reszta to odcinków to z grubsza rzecz biorąc fillery. Bohaterowie idą grać w baseball. Bohaterowie spędzają dzień na Dniu Kultury. Bohaterowie kręcą film. Kiedy indziej włączasz odcinek i stwierdzasz, że to prawie dokładnie ten sam odcinek co wcześniej. Wtf? Niemniej, owa "Melancholia..." to coś wartego obejrzenia, i to ze swojej strony zalecam (zorientujecie się po tytułach odcinków). Nie odważę się nawet opisać wstępnie, co tam się dzieje. Niech to wam rozwali wyobraźnię bez żadnej zapowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz