piątek, 31 stycznia 2014

(felieton) Pięć minut w Internecie

Jednego dnia, tuż przed obiadem, włączam Youtube'a. Oglądam kilka krótkich filmików, na których ktoś znalazł zabawnego buga w grze, albo też zrobił coś, czego projektanci gry nie przewidzieli, co z kolei skutkowało w zabawny sposób. I się śmieję. Ktoś na drugim końcu świata bawił się przy jakimś tytule, trafił na coś wyjątkowego, wysłał to do kogoś, kto prowadzi kanał z takimi rzeczami, on to zmontował i w ten sposób trafiło do mnie.

Następnie oglądam kilka akcji graczy w multiplayerze. Tych dobrych, niezwykłych lub śmiesznych. Ktoś prowadził zaciekłą walkę, wygrał ją a potem zginął w głupi sposób. Inny trafił kogoś w locie trzy razy pod rząd, zanim ta osoba dotknęła ziemi (i umarła od upadku). Kolejny filmik: gracz podczas lotu, tuż przed tym, jak ktoś go zabił, trafił w głowę przeciwnika, i obaj zginęli w tym samym czasie. Wyjątkowe chwile chwały, efekty długotrwałego treningu i wielu miesięcy grania skutkujące tymi krótkimi ujęciami. Wykonane i nagrane przez jedną osobę, zmontowane i umieszczone w Internecie przez kogoś innego. A ja nawet nie zauważam nicków tych pierwszych, kto kogo pokonał, w ogóle na to nie zwracam uwagi.

Tylko tyle spodziewałem się o tej porze tu znaleźć. To był środek dnia, większe produkcje pojawiają się w innych porach dnia, zresztą w zupełnie inne dni tygodnia. Nikt też wtedy nie nagrał vloga ani nic innego.

Z wyjątkiem filmiku TeamTGWTGpl, w którego tytule było imię, nazwisko i pseudonim pewnego człowieka. A obok - dwie daty. Ktoś umarł. TeamTGWTGpl to zespołu fanów lubiących produkcje ekipy TGWTG i tłumaczących je na język polski. Jeden z owych twórców popełnił samobójstwo parę dni temu, o czym z żalem poinformował zespół. Zapowiedzieli przy tym przetłumaczenie kilku filmików, które owy człowiek stworzył. A w komentarzach płacz, żal, "pokój jego duszy". Potem pewnie ktoś napisał, że ci pierwsi piszą komentarze na pokaz, i wybuchła wojna o to, kto nabije więcej wyświetleń pod filmikiem. Nie chcę sprawdzać. Ja nie oglądałem żadnych filmików które zmarły stworzył.

Wieczorem tego dnia (albo następnego) na kanale Angry Joe pojawił się vlog, w którym Joe żegnał się ze swoim przyjacielem. Były urywki z tych pozytywniejszych jego momentów oraz prośba do wszystkich - "Jeśli macie jakieś problemy, skontaktujcie się z właściwymi ludźmi" i nawet dane takich ludzi w opisie.

A ja wtedy pomyślałem, że właśnie uczestniczę w pogrzebie. I spojrzałem do tyłu, na te krótkie filmiki z gier, będące w tym miejscu obok tego wszystkiego. Spojrzałem obok - Doug Walker we wtorkowy wieczór zamiast kolejnego filmiku z Nicolasem Cagem dał pożegnania swojego przyjaciela, a obok - pozostali dawali swoje prace zgodnie ze swoim rozkładem. Nie musiałem spoglądać na to, co właśnie oglądam, to były normalne filmiki - zmontowane i przemyślane. Mogę kliknąć obok i zobaczyć tego samego Angry Joe wściekającego się z powodu przeróżnych blokad w zapowiedzianym Xboxie One sprzed ponad pół roku.

Internet to taki ciekawy kontekst. Postaram się o tym pamiętać.


PS. Tytuł tłumaczcie sobie jak chcecie. To drugie znaczenie nie było moim zamiarem. Ani dwa kolejne. Chodziło mi o to, ile można w takim okresie czasu zobaczyć w Internecie zwykłego dnia. A że można odczytać go pod innym kątem, to przyszło mi do głowy w trakcie tworzenia tekstu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz