piątek, 24 stycznia 2014

(felieton) Nowy początek - w "Awake"

Było podsumowanie blogu, filmów*, muzyki... to teraz kilka słów o "Awake". Jeśli nie wiesz, o czym piszę, kliknijcie w etykietę pod tą notką.

W grudniu zacząłem pisać retrospekcję do siódmego odcinka. Miałem plan, by zacząć ją w gabinecie, wcześnie rano. Za oknem miał być mroźny widok, to powinien być opis nieco zagraconego pomieszczenia w którym pracowało kilku ludzi i ledwo dowlekli się na kanapę zanim zasną. Nagle ktoś puka do drzwi, rozbudzają się natychmiast i wychodzą. Koniec sceny, leci intro i jest dobrze. Ale gdy doszedłem do końca, nie przestałem wtedy pisać, tylko kontynuowałem opis - budzenie się w sekundę nie pasowało mi, przeciągnąłem to trochę, potem uznałem, że mogę przedstawić to, co niby miało się rozegrać w domyśle. Coś się wydarzyło, gdy spali, mieli się o tym dowiedzieć pomiędzy scenami - ale czemu tego po prostu nie pokazać? I tak to szło. Kobieta leżąca na kanapie nie mogła przez sen nic powiedzieć, więc rzuciła książką w drzwi - czemu nie zrobić z niej czegoś istotnego? Więc sprawiłem, że po rzuceniu nią w drzwi uszkodziła się, i ta kobieta będzie musiała ją naprawić, bo od kogoś ją pożyczyła... Potem nazwałem ten proces "dodaniem życia". Ostatecznie opening, który miał trwać jedną lub dwie strony, zamienił się w sześciostronny mastershot, z kamerą wolno przesuwającą się między postaciami budzącymi się do życia, zaczynającymi dzień, powoli zdający sobie sprawę z tego, o czym się dowiadują...



Podoba mi się klimat, który wtedy stworzyłem. I wiele innych rzeczy, ale nie o tym miałem tu mówić. Otóż - jedną z moich największych obsesji był właściwy początek całej produkcji. Z konkretnymi odcinkami, wątkami lub scenami radzę sobie o wiele lepiej, ale pierwsza scena całego serialu? Tutaj dla spokoju ducha, by móc w ogóle pisać, napisałem cokolwiek, by potem to zmienić we fragmencie lub całkowicie, a jest łatwiej, gdy już na czymś stoję. Problem w tym, że to niewiele dało. Wciąż do tego tematu wracałem, wymyślałem coraz dziwniejsze rzeczy, i tworzyłem kolejne warianty z których nie byłem zadowolony.

Gdy tylko zacząłem rozważać możliwość zamiany retrospekcji siódmego odcinka z tym z pierwszego, już o tym nie myślę. To wydaje mi się idealnym początkiem. Cała reszta serialu w ogóle się nie zmienia - historia, bohaterowie, świat, to zostaje jak było. Bo widzicie, retrospekcje w "Awake" są w pewien sposób powiązane z kolejnymi fragmentami głównej fabuły, ale jednak mogę je zamienić i pokazać w innej kolejności. Gdy czytam owy opening w gabinecie, raz po raz, widzę coś, co mogę przedstawić na początku bez poczucia "to nie jest wystarczające". Mogę to wyciąć i wstawić na blog, nie myśląc przy okazji "ale bez tej poprzedniej sceny to nie będzie zrozumiałe" lub "ta scena samotnie nie daje rady, ona tylko prowadzi do tej dobrej". Nie, ten opening jest inny.

Dodatkowy wymiar tego wszystkiego jest taki, że w październiku albo listopadzie dowiedziałem się o konkursie na serial. I specjalnie zwlekałem, by przy pisaniu zgłoszenia (do którego miałem dołączyć scenariusz pilota) mieć jak najwięcej gotowego materiału. Pomysł by modyfikować pierwszy odcinek, przyszedł mi 28 grudnia, czas miałem do 10 stycznia.

Ostatecznie owa modyfikacja ma wady i zalety. Z jednej strony, dorzucam do pierwszego odcinka kilka postaci i nie daję czytelnikowi/widzowi żadnego kontekstu. Z drugiej - kiedyś te postaci i tak trzeba wprowadzić. Z trzeciej - w siódmym odcinku jednak była relacja pomiędzy "głównymi scenami" a tą retrospekcją, której nawet nie byłem świadomy. Z czwartej - nie mam lepszej retrospekcji do tego siódmego epizodu. Z piątej - nie mam nic lepszego na pilota. Z szóstej - gdy wprowadzę te postaci w pilocie, potem pojawią się dopiero w odcinku ósmym, i do tego czasu widz/czytelnik może o nich zapomnieć, trzeba będzie mu przypominać. Z siódmej - ten opening. Ten idealny początek. Ech...

Miałem dać go w tym felietonie, ale wiecie co? Nie. Jeśli chcesz przeczytać, pisz na maila - garretreza@gmail.com (albo skorzystaj z formularzu po prawej), wyślę ci. To w końcu sześć stron. Na warunki blogowe naprawdę dużo. Tutaj piszę chyba po to, by przypomnieć o moim projekcie. A nowym, by się o nim dowiedzieli. I zapewnić, że wciąż żyje i powstaje. A ja zabrnąłem z nim tak daleko, że zacząłem mieć wyimaginowane problemy przy składaniu go.:)

*ranking tych z 2013 roku za tydzień. Spokojnie, będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz