piątek, 3 stycznia 2014

Lubię swój blog - podsumowanie pierwszego roku

Przeniosłem się tutaj, bo chciałem by to co napiszę należało do mnie, a nie odbiorcy. I docelowo, by odstresować się od wszystkich negatywnych stron Internetu. I w skrócie, to mi się udało. Nawet zebrało się wokół mnie tych kilku ludzi, których reakcje za każdym razem jakoś mnie zaskoczą. Zawsze w pozytywny sposób. Takie rzeczy w Internecie są możliwe!

Ale okazało się, że pisanie bloga oferuje wiele więcej.

Udało mi się zorganizować swoją część życia poświęconą kinu. Późno się zorientowałem, że pisanie o byle czym nie jest atrakcyjne dla czytelnika, ale gdy do tego doszło - znalazłem czas na wszystko. Wcześniej miałem problem ze znalezieniem miejsca na dosłownie wszystko: seriale, długie filmy, stare filmy, polskie, powtórki, nowości... Blog zmusił mnie do organizacji w biegu, uporządkowania tego wszystkiego by był w tym zasada, logika. By fakt pojawienia się notki o danym filmie miał uzasadnienie.

Nie wiem, jak to wygląda z pozycji czytelnika. Z mojej strony jednak widzę same plusy: mój ranking ulubionych filmów, na przykład. Było tam ponad 200 pozycji. Wyczyściłem go pod koniec 2011 roku, i dodawałem tam tylko filmy które powtórzyłem (bo nie dało rady porównać sensownie obrazu widzianego w 2007 roku z tym obejrzanym w 2010, nie mówiąc już o tym, jak zmieniłem się ja i moje spojrzenie na filmy). Na końcu 2012 roku, po 26 miesiącach od wyczyszczenia, lista liczyła jakieś 25 pozycji, uwzględniając przy tym te którym obniżyłem oceny, dawało jakieś 30-kilka powtórek. Dzisiaj na liście jest ponad 60 tytułów, a ogólnie powtórzyłem dobre dwa razy tyle. W tym "Taksówkarza" i inne uznane filmy, które dawno temu oceniłem niżej i dziś nie mam jak tego uzasadnić, bo nic nie pamiętałem...

Wcześniej okresowo przechodziłem z fazy "nie mam co oglądać, tego mi się nie chce" do "kurczaki, tyle jeszcze muszę obejrzeć!" i łapałem się po kolei za wszystko, co miałem pod ręką. Po czym entuzjazm szybko mnie opuszczał, więc gdy znowu miałem wahanie nastrojów zmuszałem się, by oglądać, najlepiej 10 filmów dziennie, bo kto wie, kiedy znowu będę miał taki humor... Teraz jest już inaczej. Oglądam na większym luzie, kontroluję te wszystkie "segmenty" światka filmowego, godzę je i nie mam potrzeby, by to przyspieszyć. Kiedyś robiłem około 450 filmów rocznie, a zdarzyły się miesiące w których widziałem 50-60 tytułów. W 2013 roku widziałem niewiele ponad 300, z czego spora część to były powtórki, więc rzeczywista liczba oglądanych była jeszcze mniejsza. I co? I nic. Jeden dzień, jeden film. Czasem zdarzy się więcej, ale liczba notatek jest stała, dzięki czemu mogę pozwolić sobie na dzień bez filmu. Ale nie mogę sobie za to pozwolić na dzień bez notatki. I co dzień się zbieram, by coś napisać. Nie wspominając już o felietonach, które pojawiają się, jakby nie było, od wakacji. Nigdy wcześniej nie udało mi się zachować takiej stabilności.

Są ludzie mówiący: "Brzmi dobrze, kiedyś obejrzę". 8 miesięcy później przypominają sobie o tym tytule, a oglądają go po kilku latach. A ja mogę taki tytuł umieścić w konkretnym przedziale czasowym, i powiedzieć: "obejrzę ten film w lipcu". I naprawdę to zrobić.

Dzięki ci, blogu, za pomoc w organizacji własnym czasem. I możliwość zaplanowania notatek, to cholernie dobra opcja.

Mam też za sobą standardowy chrzest nowego blogera, naukę opcji jakie mam do dyspozycji (oraz ograniczeniami), do tego mam tu jakąś bazę, pierwsze "obsuwy" z terminem za sobą i posypywanie głowy popiołem, eksperymentowanie z tematyką oraz wyglądem... W każdym razie, mam tę garść powodów by być zadowolonym. W 2014 roku więcej szlifowania, więcej seriali, więcej długich obrazów. Więcej porządku. Prawdopodobnie obok miesiąca seriali zorganizuję sobie miesiąc na wyłączność dla długich filmów. Za dużo ich, by się zadowolić obejrzeniem dwunastu w ciągu roku.

Garść statystyk: typowy gość tej strony to Polak, korzysta z Mozilli (42%) oraz Windowsa (92%). Najpopularniejszych postów i liczby odwiedzin nie będzie, bo boty reklamujące seks-strony psują statystykę. Ale załóżmy, że te 30 tysięcy w tym roku zrobiłem (tyle wejść z Polski), a te 6000 wejść z Rosji to właśnie boty były.;-) Pozostałe 12 tysięcy wejść z innych stron świata to moja tajemnica.

Moja ulubiona notatka - ta poświęcona "Szczęściu". Przy pisaniu jej miałem świadomość, że to będzie mój film roku. Przy robieniu podsumowania okazało się, że jednak był jeden lepszy... Ale o tym za tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz