wtorek, 27 maja 2014

(serial) Legit - sezon II

...kino autorskie?, 2014


Jim Jefferies, jego przyjaciel Steve oraz brat tego ostatniego - Billy, niepełnosprawny i jeżdżący na wózku, chory na dystrofię mięśni, na potrzeby telewizji pozwolono mu ruszać głową. Wszyscy troje nadal mieszkają razem, czasem ktoś ich odwiedzi (rodzice!), ale generalnie to sami ze sobą prowadzą swoje życie, gdzie brak ram i monotonia miesza się z typowymi zwariowanymi momentami, jakie każdy w życiu ma. W zasadzie to nieudacznicy jak wcześniej, jednak wszystko się rozwija. Dla przykładu, tym razem to Jim jest tym najbardziej odpowiedzialnym - w porównaniu do reszty, co wiele mówi, skoro on sam będzie się między innymi leczyć z seksoholizmu. Jednak taki Steve będzie na granicy alkoholizmu, wciąż nie będzie umiał sobie poradzić z tym, że żona go zostawiła, Billy to wiadomo, ma najbardziej przejebane spośród rasy ludzkiej, ojciec Steve'a zostanie wylany z pracy i nawet zaliczy epizod bezdomności, żona go zdradzi, matka Jima okaże się fanem "Sopranos", a na dodatek zaraz po przyjeździe trafi do szpitala, a ojciec Jima zamiast odwiedzić żonę pójdzie do salonu masażu ze szczęśliwym zakończeniem... O tak, "Legit" wciąż jest znakomitą komedią.

I jeśli myślicie, że żartuję, to nie. Widać nie czytaliście mojej opinii o pierwszym sezonie, gdzie wymieniłem więcej detali, szczególnie odnośnie czarności humoru w tej produkcji. Link zamieściłem poniżej.

Wiele elementów jest identycznie wykonanych. Utrzymano niefilmowy styl narracji, nie ma tutaj typowej dla serialu komediowego struktury. Epizody od biedy mają jakąś wyznaczony motyw przewodni, jednak bardzo rzadko ma on dominujące znaczenie i najczęściej przechodzi na kolejny epizod. Cały czas następuje jakaś ingerencja w podstawę serialu, może się coś złego stać co wszystko zmienia. Raz umierasz ze śmiechu, by potem wytrzeźwieć i dostrzec tę przyziemną stronę wszystkiego. Każdy żart jest umieszczony w kontekście narzuconym rzez postaci i historię, nie ma tutaj gagów wyjętych ze stand up'ów Jima, jak to było w pierwszym sezonie (z dwoma wyjątkami... bohater poleci do Iraq oraz opowie, jak to nie może być już z miłymi dziewczynami). Nad wszystkim unosi się mgła realizmu - problemy rodzinne, uzależnienia, kłopoty z pracą, zarobkami, wiek robi swoje a nawet pojawi się myśl: "Mogło być zupełnie inaczej...". I dlatego ten serial działa - każdy szalony, czarny albo chamski moment jest umieszczony w prawdziwym świecie, i wywołuje taką samą reakcję, w ten sposób tworzy się humor. I choć jest ich mnóstwo, całość nie wydaje się nakierowana na opowiadanie zabawnych anegdot. Tutaj główny temat serialu - staranie Jima, by być bardziej dorosłym i wyprostować swoje życie - jest o wiele bardziej widoczny niż wcześniej.

Co nie znaczy, że element komedii przechodzi nie zauważony. Najbardziej się śmiałem, gdy bohaterowie poszli na reunion i Steve dowiedział się, jak potoczyły się losy pierwszej dziewczyny z którą sypiał. Albo wspomniany masaż z happy endem... wyobraźnie sobie pięciu chłopów leżących ścianka w ściankę, słyszących się nawzajem i gadających o wszystkim, w trakcie zabiegu. Scena w serialu jest jeszcze zabawniejsza, spokojnie przebije twoje oczekiwania.

Jeszcze z dwa tygodnie temu miałem napisać: "wiem, że sezon trzyma poziom. Widać, że chłopaki dobrze się bawią, robią co chcą, z pełną świadomością, a producent pilnuje tylko, by było śmiesznie, a reszta to tam, nieważne". Potem dowiedziałem się, że serial anulowano i drugi sezon jest jednocześnie ostatnim.W związku z tym zaszły zmiany. W 2x10 wydarzy się taki dramat jednej z postaci, że spokojnie mogła po tym zacząć gotować metaamfetaminę. W 2x12 będzie taki clifhangger, że zdejmiecie buty. A 2x13 to jeden z najlepszych finałów, jakie w życiu widziałem. Stawiam go obok "Babylon 5" i "Scrubs". Nie czuć tutaj, że ktoś wyżej coś złego zarządził. "Legit" kończy się tak jakby od początku był rozpisany na te 26 odcinków.

Nie, Billy na końcu nie umiera. Kto się tego obawiał - ja - niech odetchnie z ulgą. Ale to jedyny spoiler z mojej strony.

Nawet nie mogę zdradzać w jakiej tonacji zakończono. Ale zrobiono to perfekcyjnie. Zachowano tu idealny porządek - każdy wątek dokładnie przedstawiono, oddzielono od całości by po zrozumieniu go złączyć z pozostałymi. Wszystko rozpisano na długo wcześniej, ostatnie 6 odcinków to jakby trzygdzinna całość, której głównej wątki właściwie zaczęły się dużo wcześniej (przynajmniej wraz z 2x04). Każdy pojedynczy akcent składający się na to zakończenie jest bardzo krótki, bardzo prosty, należy do poetyki filmu, nie mówi niczego wprost, ale też wszystko jest zrozumiałe. Powiedziano niewiele, ale zawarto w tych scenach ogromny ładunek, który rozwijał się we mnie po zakończeniu, gdy dostrzegałem różne niuanse. Ci ludzie wiedzieli, co oznacza "Nie dopowiedzieć"! To nie znaczy nie wiedzieć dokładnie co się stało, to znaczy wiedzieć ale nie wciskać tego widzowi w twarz, tylko pozwolić mu samemu poznać tę historię w jego indywidualnym stopniu.

Ale i tak żałuję, że to koniec. Że serial miał taką kiepską reklamę. W Polsce praktycznie nieznany, na imdb głosów tyle co nic, raz nawet przy odcinku nie było oceny, bo było za mało głosów... A na YT cisza, ani jednej sceny wstawionej przez fana. Faktycznie, niewielu to oglądało, i decyzja musiała być słuszna. Jak nasze CC będzie go nadawać, ja będę oglądać. Pewnie jak "Scrubs" - to tylko 26 odcinków, niecałe 9 godzin.
Podsumowanie:
Całość - 8+/10
Najśmieszniejszy odcinek - 1x08 (Bag Lady)
Najlepszy odcinek - 2x13 (finał)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz