czwartek, 17 października 2013

Romans szulera

Comedy, 1936


Tym razem kino dźwiękowe oszukuje Sacha Guitry - ponoć taki jego styl, że w każdym filmie musi nawijać z offu przez cały czas, ale jednak: przez większość seansu ze sceny nie wydobywa się żaden dźwięk. Bohaterowie zwykle nie rozmawiają ze sobą ani nic w tym stylu, wszystko jest opowiadane na bieżąco, w bardzo szybkim tempie przez głównego bohatera z offu. Tematem wywodu jest on sam, tzn. jego życiorys. Zaczęło się gdy był mały, i ukradł kilka monet. Za karę nie zjadł kolacji. Jak się okazało, grzyby zebrane przez chorą babcię były szkodliwe, i jeszcze tej samej nocy wszyscy z rodziny umarli. Z wyjątkiem głównego bohatera, który dzięki kradzieży nie zjadł posiłku i przeżył. Tak to się właśnie zaczął żywot szulera...

Humor jest udany, tak jak to piszę to dopiero dociera do mnie, jak czarny był ów opening. W samym raczej mnie to zaskoczyło i ubawiło, więc wszystko działa jak powinno. Całość ma wdzięk "Gangu Olsena" pomieszanego z czymś, co za kilka lat będzie "francuską nową falą". Albo, odwołując się do dzisiejszych warunków: komedii kryminalnej skrzyżowanej z "Moją łodzią podwodną". To samo tempo, ten sam styl... ale nie ten sam urok.

"Romans szulera" nie zrobił na mnie wrażenia. Gdzieś tam błąkał mi się blady uśmiech pod nosem, ale to koniec możliwości tego filmu, przynajmniej w stosunku do mnie. Ale przynajmniej nikt mi nie zarzuci, że tylko chłam z US oglądam, hehe. Ale serio, fajnie tak od czasu do czasu obejrzeć coś, czego nikt nie widział... i pewnie jeszcze długo po mnie nikt nie obejrzy.


5/10.
http://rateyourmusic.com/film/le_roman_dun_tricheur/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz