niedziela, 27 października 2013

Take Shelter

Psychological Drama, 2011


Opowieść o Curtisie, który żyje od wielu lat jako ojciec i mąż od wielu lat, aż niedawno zaczął widzieć różne rzeczy. Nadciągająca burza, deszcz gęsty niczym olej, nagłe grzmoty chociaż na niebie nie będzie nawet chmurki. W snach z kolei dzieje się jeszcze gorzej. Tam Curtisa może zaatakować pies, a rana od ugryzienia będzie go boleć jeszcze na jawie. Co się dzieje? Co to oznacza?

"Take Shelter" to jeden z tych tytułów, o których chyba lepiej nic nie wiedzieć. To co będę pisał w następnym akapicie niektórzy mogą potraktować jako spoiler. Sam nie wiem, czy bym tak to potraktował. Podszedłem do oglądania nie wiedząc nic i byłem zaskoczony ogólnym kierunkiem scenariusza. Sami zdecydujcie. Tutaj napiszę tylko: obejrzyjcie, jeśli lubicie kino psychologiczne. Nie jest to Bergman, nie są to "Szepty i krzyki", ale momentami jest to kino ocierające się o takie, które fani kinematografii powinni zobaczyć. Uprzedzam tylko, momentami może być nużące, chociaż jest dobrze jak na temat i zagrożenia jakie ze sobą niósł (łatwo można było przesadzić, i popaść w fałsz lub pretensjonalność). Jeśli nuży was słuchanie ambientu, możecie momentami mieć problem z wytrwaniem do końca.



Schizofrenia. To chyba ostatnie, czego bym się spodziewał. Schemat filmowy do którego współczesny widz jest przyzwyczajony wyklucza właściwie większość tego, co tu się działo. Matka z chorobą, zagrożenie, że przeszło to na syna, pójście do psychiatry... Cholera, kto chodzi w kinie do psychiatry? Dzisiaj to zdanie nie brzmi nawet prawdziwie, jest używane jako żart ("Może powinieneś z kimś o tym pogadać, HEHE?"). Kto był na kozetce ostatnio? De Niro w "Depresji gangstera" i Tony Soprano. Pomijam epizody, jak Tony Stark w "Erosie".
Zresztą, wykluczono w ogóle możliwość, że te wizje coś znaczą. Spodziewałem się czegoś w stylu Noe, a zamiast tego dostałem opowieść o schizofreniku, który się boi. Co ważniejsze, jeszcze nie jest w pełni chory, jest na granicy, większość dnia spędza jak normalny człowiek, ale w nocy zmoczy łóżko. I stara się radzić sobie z tym problem na własny sposób, bez łykania czego się da. To naprawdę kino, które potrafi sięgnąć do widza, dotknąć go. A on nie poczuje się, jakby ktoś zrobił na niego kupę. Zamiast tego, miałem wrażenie jakby ta opowieść poszerzyła moje horyzonty. Jestem teraz w stanie choć trochę zrozumieć taką osobę, jak ona widzi świat i radzi sobie ze swoimi problemami (fenomenalne sceny w schronie), i jeszcze czuję za to pewną wdzięczność.




"Take Shelter" ma całkiem niezłe efekty specjalne, ładny klimat (dużo otwartym przestrzeni, mała znająca się nawzajem społeczność okolicy) i dobrych aktorów. Całość jak pisałem wcześniej, może poważnie znużyć, częściowo celowo. Na przykład, jest scena w której bohater oddaje psa. Pyta: "Chcesz psa?". Tamten mu odpowiada twierdząco. Cięcie. Bohater już wykonuje ten gest zamykania samochodu, pies już jest zapakowany i gotowy do drogi. Wszystko tak ustawione, by cała scena składała się wyłącznie z dialogów, by nie było żadnego działania pomiędzy. Tylko stanie i gadanie. Zresztą dialogi też nie są najlepsze, momentami pisane jakby pod idiotów, żeby i oni zrozumieli.

Minusy?... Włosy Chastain nie skomponowano ładnie z całą tą zielenią.


6/10
http://rateyourmusic.com/film/take_shelter/

2 komentarze:

  1. Jakie znużenie, jaki ambient.. Ten film ma wielki klimat, a jak film ma klimat to o znużeniu nie ma mowy. Widzisz, znowu dowiodłem że nie lubisz filmów.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jeden z moich ulubionych filmów ostatnich lat...

    OdpowiedzUsuń