piątek, 6 września 2013

Krytycy cz. 1

Kilka słów o ludziach, których zaprasza się na seanse dla prasy - czy jest dla nich miejsce w dzisiejszej świadomości kinomanów? - w kontekście tego,  co kieruje mną, gdy wybieram akurat ten film do obejrzenia a nie inny.

Na początek, jak to wyglądało dawno temu. Przede wszystkim, kiedyś to było dużo prostsze. Kiedyś był Artur Pietras i jego "Kinomaniak", kiedyś były Oscary dzięki którym temat filmowy przejmował wszystkie media na kilka dni, kiedyś kupowałem magazyn "FILM", kiedyś w tv leciał taki program przedstawiający najpopularniejsze filmy będące teraz w kinach. Kiedyś czytałem recenzje w programach telewizyjnych, później w "Metrze" i Wyborczej, w Internecie, a gdy przeglądałem program telewizyjny, kierowałem się gwiazdkami od pana Zarębskiego - w czasach, gdy TVP Kultura nadawała tylko 2 filmy dziennie. Jeden o 9 rano, drugi o 1 w nocy. I weź tu człowieku obejrzyj "Światła rampy", jednocześnie wyrabiając się do szkoły dzień później. Sami zapewne macie podobne doświadczenia.

Z biegiem czasu wiele się zmieniło. Artur Pietras został sprowadzony do przerw między większymi programami, a jego przygoda z YouTubem nie wypadła najlepiej. Oscary oficjalnie nikogo nie obchodzą i wszyscy wiedzą, że decyzje Akademii guzik znaczą (łącznie z samą Akademią, która się z tego śmieje). Zresztą, jak kilka dni temu w "1 z 10-ciu" padło pytanie: "Jaki film zdobył Oscara dla najlepszego filmu za 2012 rok?" to nawet nie mogłem sobie przypomnieć prawidłowej odpowiedzi (a ty?). Już nie pamiętam, kiedy ostatnio natknąłem się na program z premierami kinowymi. Gazety jakiejkolwiek też nie miałem dawno w ręku, a programów telewizyjnych (pomijając te z Wyborczej) jeszcze dłużej. Głównie dlatego, że dorosłem i zobaczyłem, czym są te ich "recenzje". Opisami fabuły. Dawno już nie czytałem żadnej opinii od krytyka, jakiejkolwiek. U was to wygląda podobnie?

I szerzej - kiedyś z ekscytacją odkrywałem, że jakiś film jest wysoko np. w rankingu filmwebu. I od razu, pierwsza myśl: "Wow, muszę go obejrzeć! To będzie arcydzieło! Obejrzę arcydzieło, boże, jakie to ekscytujące!" Przeszedłem przez wiele rankingów, począwszy od tego filmwebu, przez AFI, imdb i kończąc na liście "1001 filmów które warto zobaczyć przed śmiercią"... Jak zobaczyłem, co na nią wrzucili wraz z 9 edycją to i ją wywaliłem z obserwowanych na LoB.

Dzisiejszy stan rzeczy wygląda tak, że... patrzę po ocenach znajomych na filmwebie, ale rzadko biorę pod uwagę coś poniżej 9/10. Mało osób znam tam na tyle, by obchodziło mnie to. Z rankingów biorę pod uwagę tylko te na RYM - najgorszy/najgorszy film z danego roku, gatunku itd. Czasami jeszcze natknę się np. na pogadanki Cinema Snoba o nowościach. On zajmuje się tylko amerykańskim kinem, ale miał pomysł na to wszystko. Oglądał filmy po północy, wsiadał do auta i tam nagrywał filmik z wrażeniami z seansu. Trwający często ponad godzinę, dlatego sam oglądam zazwyczaj tylko pierwsze kilka minut by wychwycić ogólną reakcję oglądającego - syf, słabe - ale śmieszne, przeciętne, fajne, great. Skojarzę tytuł filmu z jakąś określoną emocją i to mi wystarczy. Ostatnio w ten sposób zainteresowałem się "We're the Millers" (nikt nie słyszał o tym filmie, nie tylko Ty). Dwóch gości siedziało i rozmawiało ze sobą w taki miły sposób, bez zachwytów ale... była w nich pozytywna energia. Jeśli film wprowadził ich w taki stan, to chcę go zobaczyć. Wam polecam zobaczyć recenzję "Smerfów 2", przynajmniej pierwsze 4-7 minut (potem zaczyna się szczegółowa omawianie filmu, czyli spoilery). Byli prawdziwie zdenerwowani filmem. Najśmieszniejsza rzecz tego roku, bez dwóch zdań.

I na tym praktycznie kończy się mój filmowy światopogląd. I przez to mam wrażenie, że krytycy zniknęli, a przynajmniej traktuje się ich o wiele mniej poważnie niż "kiedy byłem młody" ;-) Czy jest ktoś, kogo przegapiłem, czy dla was to wygląda podobnie jak dla mnie?

Martwi mnie taki stan rzeczy. Bo bez krytyków, liczyć będzie się tylko marketing i zdanie znajomych. O tym za tydzień.

5 komentarzy:

  1. O ile felieton o cyferkach był dla mnie średnio zrozumiały :P o tyle ten czytało się bardzo miło i z pewnym sentymentem. Podobnie miałem z Pietrasem, Wyborczą a nawet zaliczaniem Top filmwebu. Wcześniej moją biblią był katalog VHS "Video Comfort" który posiadam od 5 roku życia i do dziś jest to jedyna lista "dzieł" którą chcę obejrzeć w 100%. Jako dzieciak spędziłem dużo czasu na wyobrażaniu sobie jak poszczególne filmy mogą wyglądać znając tylko opis i wciąż czuję potrzebę porównania moich wizji z rzeczywistością. Owy katalog to tylko beznadziejne notki dystrybutora plus okładka filmu i kilka krótkich artykułów. Później był Raczek z Kałużyńskim (zapisy rozmów, nie załapałem się na "Perły z lamusa w TV), Torbicka (jak jeszcze pozwalali jej cokolwiek powiedzieć przed emisją) oraz Cinema Press Video (do dziś nie wiem gdzie zapodziałem wszystkie archiwalne numery- zostały mi tylko 2).
    Teraz trudno mi powiedzieć czym się kieruję dobierając film. Czasami jest to sam tytuł, albo plakat. Czasami oceny znajomych. Najczęściej biorę w ciemno wszystko czego nie oglądałem, nagrywam na płytę i tak mi leży pod telewizorem stos tytułów czekających na swoją kolej...
    Czasy krytyków w prasie i telewizji umierają. Trochę szkoda bo niektóre wypowiedzi, bądź artykuły nadal sobie odświeżam (choćby dział filmowy w LifeVideo zdarza mi się czytać bez zażenowania).

    Lucky

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że ten tekst da się zrozumieć.;-) Serio, przypomniałem sobie o nim o 8:30, wtedy zacząłem ciąć większy tekst, dopisałem kilka zdań, poprawiłem końcówki i wrzuciłem z opóźnieniem czterech minut, czytając tylko raz ostateczną wersję.

      Usuń
  2. Po tym co napisałeś, teraz i wcześniej, można stwierdzisz że zachorowałeś na najbardziej rozpowszechnione schorzenie w Polsce, czyli na narzekactwo. I to w tej formie narzekania dla samego narzekania. Bez forsowania żadnych rozwiązań, alternatywy, jakby na końcu była tylko gałąź i sznur. Nic więcej.

    Co do krytyków, ich grono jest dość ograniczone i hermetyczne. Np. w "GW" są od lat trzy nazwiska, człowiek wie czegoś ma się spodziewać po każdym, wie co napiszą i jak ocenią dany film. Na innym poziomie są teksy np. Sobolewskiego, świetne literacko i przenikliwe, ale to facet który zwyczajnie nie jest wstanie pisać o niektórych rodzajach kina, choć niekiedy musi i ten mus tam widać. Jak pewnie wiesz w większości gazet (oczywiście polskich!) działy kultury są uznawane jako coś niepotrzebnego, że pisać o kinie może każdy. Co widać np. w "Newsweek" pisuje Robert Ziębiński, które artykuły są często kuriozalne i roją się od podstawowych błędów. Do legendy już przeszedł jego demaskatorski artykuł Kieślowskim, w którym pisze dużo a sprowadza się to do tego że filmy K. go nudzą i są dla niego bez sensu. Zachęcam do lektury, bo w brew pozorom jest to bardzo pouczające: http://www.newsweek.pl/kieslowski--czyli-nic,74700,1,1.html

    Dodam, że także ty piszesz, stawiasz tezy, ale nie sprawdzisz o filmie podstawowych informacji i się dziwisz. Jest to irytujące. I bardzo częste.

    "Ostatnio w ten sposób zainteresowałem się "We're the Millers" (nikt nie słyszał o tym filmie, nie tylko Ty)." - ten film ma całkiem sporą frekwencje w Polsce, dobre recenzje, więc nie wiem o co ci chodzi.

    Polecam, dobry krytyk: http://gorna-polka.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. A i polecam jeszcze: http://www.dwutygodnik.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. „ten film ma całkiem sporą frekwencje w Polsce, dobre recenzje, więc nie wiem o co ci chodzi.”

    Dokładnie. Tłuszcza zapycha sale kinowe, recki na każdym kroku, a przed każdym tegorocznym blockbusterem męczyli mnie trailerem tej komedyjki, więc Garret - daruj sobie takie głupie teksty. Nikt nie słyszał pewnie o nowym filmie z Burkina Faso, ale o takich pierdołach z pewnością każdy słyszał. Nawet jeśli ma to głęboko w dupie…

    „Przede wszystkim, kiedyś to było dużo prostsze.”

    No widzisz, każdy wspomina czasy na jakich się wychowywał. Ty zaczynasz od Kinomaniaka, a dla mnie to późne rejony fascynacji kinem. Bo zaczynałem od wczesnego Filmu, Cinema, Cinema Press Video, w TV na Polsacie leciało coś takiego jak „Oscar” (wysyłałem tam nawet pocztówki na konkursy), a w TVN całkiem niezłe „Multikino”, dopóki programu nie zniesiono z anteny, a później wrócił, tylko po to, by ten biedny chłop, który wcześniej mieszał ścierwo-filmy z błotem, musiał opowiadać na wizji, że „Tylko tańcz” i podobne tego typu ścierwo-produkcje TVN-u to całkiem niezłe filmy. Były takie czasy, były…

    „Z biegiem czasu wiele się zmieniło”

    Ja bym powiedział, że wszystko pozmieniało się znacznie wcześniej, ale to już wróć do tego o czym wspominałem wcześniej.

    „Zresztą, jak kilka dni temu w "1 z 10-ciu" padło pytanie: "Jaki film zdobył Oscara dla najlepszego filmu za 2012 rok?"”

    A jakli film zdobył Oscara za rok 54? 67? 85? Odpowiedziałeś pozytywnie? Jeśli tak to brawo. Jeśli nie, to wiesz…po prostu pewnie przyczepiłeś się do Oscarów i nowych filmów. Głupota. „Obywatel Kain” przegrał z „Cienistą doliną”, „Sunset Blvd” z „Wszystko o Ewie” i tak dalej możemy po kolei mnożyć przykłady i podobnie się głupio bawić, począwszy od lat 40. Tylko po co? Jak słyszę, że Oscary w ostatnich latach się niby popsuły, to się uśmiecham. Kekeke, jak podobne brednie pisze FW-frajerstwo, to turlam się ze śmiechu. Śmierć frajerom !!

    „Opisami fabuły. Dawno już nie czytałem żadnej opinii od krytyka, jakiejkolwiek. U was to wygląda podobnie?”

    Ty opisujesz poszczególne sceny danego filmu, co uważam (nie licząc oczywiście przypadków) za kuriozum, więc się nie czepiaj. Ale chyba wiem o co chodzi. Dorwij numery archiwalne Filmu z lat 97-04. Szczerze? Nigdy nie czytałem lepszych recenzji. Serio.

    Dobra, spadam…

    OdpowiedzUsuń