Właściciel tytułowego przybytku ma kłopoty - klauni których zatrudnia nie umieją już rozśmieszyć widowni, brakuje im energii. Na ratunek przybywa legendarny tramp, który akurat przebiegał obok uciekając przed policjantem, i rozśmieszył wszystkich. Przede wszystkim dzięki temu, że nie miał bladego pojęcia o tym, co się wokół dzieje. I w ten sposób znajduje nasz bohater pracę...
Z drugiej strony jest to też jeden z najmocniejszych dramatów, jakie w życiu zobaczyłem. Szczególnie ze względu na kontrast - nie ma tu nawet jednego mocnego wydarzenia, nikt nie umiera ani nie jest choćby ranny. Wielokrotnie o tym pisałem - przez 70 minut jakie film trwa, byłem przekonany, że oglądam komedię. Ostatnie 20 sekund uświadomiło mi, że oglądam dramat. Tak proste, tak piękne, tak bardzo dobre zakończenie - ono zmienia wszystko. I gdy oglądam to ponownie, miejscami zastanawiam się, jak kiedyś mogłem to brać za 100%-ową komedię? Dosłownie pierwsza scena, w której właściciel cyrku po występie krzyczy na córkę za to, że popełniła błąd podczas akrobacji, więc teraz nie zje nic na kolację... A następnie łapie ją za pysk i rzuca na podłogę. W tym po prostu nie ma żartu. Czysty dramat. Jak mogłem tego nie widzieć za pierwszym razem?
"Cyrk" to film, który najlepiej wypełnił główny motyw sztuki Chaplina, czyli: "Życie jest tragedią, gdy widziane z bliska, a komedią, gdy widziane z daleka".
9+/10.
http://rateyourmusic.com/film/the_circus/
Top 5 Chaplina
1. Cyrk - 9+/10
2. Światła rampy - 9+/10
3. Światła wielkiego miasta - 8+/10
4. Dzisiejsze czasy - 8+/10
5. Gorączka złota - 8+/10
To jak na razie jedyny pełnometrażowy film Chaplina jaki widziałem. A po licznych początkowych jego krótkometrażówkach byłem nastawiony dość chłodno. Ale widocznie te pierwsze jego filmy, w których jeszcze nawet Tramp nie był ukształtowany, nie oddawały i kunsztu Chaplina, i klimatu w którym humor przemieszany jest z uderzającym z ekranu smutkiem. Znalazłem to dopiero w późniejszych krótkich metrażach. A Cyrk właśnie tym emanuje. W zasadzie tak jak piszesz, ostatnia scena (swoją drogą kapitalna) zupełnie odmienia spojrzenie na całość. Bo komedia komedią, gagi gagami, ale jest w tym wszystkim jakaś nieokreślona nostalgia(nie wiem czy to odpowiednie słowo do nazwania tego), która udziela się widzowi w trakcie oglądania. Świetna rzecz. I muszę oglądać więcej Chaplina.
OdpowiedzUsuńCiekawy wybór filmu.;)
UsuńChaplin był samoukiem, dlatego początki postaci włóczęgi są takie niespójne i niedokończone.